Czwartek, 29 grudnia 2011 • dodano: 29.12.2011 | Komentarze 19
Ciekawostki z Wielkopolski
© coda
Taki miałem plan a dokładnie: 24 h lub 400 km.
Trasa, którą zaplanowałem, ma w przybliżeniu żądaną długość.
Wczorajsze prognozy nie zapowiadały opadów, więc po południu szybko sie pakuję i przed 19 wyjeżdżam.
Po ok. 100 m. przednia lampka spada na ziemię. Dobry początek... Na szczęście ma tylko kilka zadrapań.
Po zamocowaniu i sprawdzeniu, ponownym sprawdzeniu... dobra, może wystarczy.
Powoli się rozkręcam. W Rogalinku za późno dostrzegam dziurę i wpadam w nią tylnym kołem. Flak, pana, laczek.
Na 23 km trasy. Niezłe nasycenie. Długo szukam dziury. W końcu okazuje się, że dętkę rozerwało przy wentylu.
Mam jedną zapasową. Montuję ją coraz bardziej zziębnięty i wkurzony.
Całość zajęła mi ponad pół godziny, a marzłem i wkurzałem się - przy okazji.
Pojawia się myśl o dobrze zorganizowanym odwrocie.
Szkoda jednak rzadkiej okazji na dłuższy wyjazd.
Jest mi zimno, nastrój mam podły, ale ruszam.
Po kilkuset metrach kolejny postój. Muszę się ubrać.
Podczas zabawy z dętką, mocno się wyziębiłem i bez kolejnej warstwy ciuchów nie rozgrzeję się.
Ruszam z przekonaniem, że najbliższe 24 h spędzę miotając się w okolicach Mosiny, ew. Śremu.
Ponownie się rozkręcam. W końcu okazuje się, że limit nieplanowanych postojów został wyczerpany.
Staram się jechać równym tempem, bez zatrzymywania się.
Założyłem, że przerwy mogą zająć max. 10 % z czasu wycieczki.
Z każdą godziną ruch jest coraz mniejszy. Do Nowego Tomyśla niebo jest bezchmurne - wyszukuję znane gwiazdozbiory.
Później nachodzą chmury i zaczyna sypać, bardzo delikatnie, mokry śnieg.
Pierwszy kryzys dopada mnie przed Pniewami.
Kreślę niepowtarzalne szlaczki na drodze a moje powieki uparły się żeby opaść w sposób niezauważalny dla mnie.
Ratuje mnie ORLEN, a konkretnie kawa z gorącym mlekiem.
W Pniewach wygrzebuję aparat (telefoniczny) i pstrykam kilka zdjęć kościoła ewangelickiego, przy renowacji którego pracowałem -dziesiąt lat temu.
Zamieszczam najlepsze.
Kościół ewangelicki w Pniewach
© coda
Gdzieś przed Obornikami przestaje siąpić. Mam kolejny kryzys.
Recepta podobna, tylko dwa razy większa. Bo i kryzys większy.
Miałem trudności z zamówieniem kawy. Pani z obsługi była zdziwiona i rozbawiona.
Za Murowaną Gośliną zaczyna świtać i próbuję przy pomocy aparatu telefonicznego uwiecznić ten moment.
Zamieszczam najlepsze zdjęcie.
Najlepsze zdjęcie
© coda
Trochę póżniej sytuacja ulega zmianie więc kontynuuję badania terenowe nad
wpływem... na możliwości uwieczniania niezwykłych chwil przez aparat telefoniczny.
W drodze do Gniezna
© coda
W Komorowie przykuwa moją uwagę głaz z napisem.
Cmentarz ewangelicki - Komorowo
© coda
Krzyż na cmentarzu ewangelickim
© coda
Wszechobecny bluszcz na cmentarzu ewangelickim
© coda
Ocalała płyta nagrobna
© coda
Ocalał zdobiony cokół
© coda
Fragment nagrobka
© coda
Zamiana cmentarza w wysypisko śmieci...
© coda
Zgodnie z zapowiedziami wiatr tężeje. Do Gniezna pcha mnie i jadę lekko i szybko.
Za Gnieznem radykalna zmiana. Wiatr wieje z przodu ew. lekko z boku i wzmaga się.
Zaczyna się orka. We Wrześni zakładam ostatnią koszulkę. Wiatr jest coraz mocniejszy.
Jedzie mi się bardzo ciężko.
Poruszam się tak wolno, że nie ma mowy o dotarciu do domu do godz. 19, czy przejechaniu 400 km.
Przed Środą Wlkp. wyciągam aparat telefoniczny i, wykorzystując jego naturalne możliwości, dzwonię do Alistar.
Umawiamy się w Środzie Wlkp. Ponieważ jestem za lekko ubrany, jadę dalej i spotykamy się w Koszutach Hubach.
Wrzucam rower do samochodu, zajadam się makaronem przywiezionym przez Alistar, do tego ciepła herhata.
Jestem zadowolony pomimo, że nie zrealizowałem żadnego z założonych celów i jestem mocno zmęczony.
Nie dziś? Innego dnia.
Trasa: Wiórek - Rogalinek - Mosina - Śrem - Jerka - Kościan - Grodzisk Wlkp. - Nowy Tomyśl - Pniewy - Szamotuły - Oborniki - Murowana Goślina - Gniezno - Września - Środa Wlkp - Koszuty Huby